piątek, 6 marca 2015

Ostatni rozdział - moja wersja rozszerzona






Panna Ofelia w swojej najładniejszej sukience rozkoszowała się pyszną kawą w uroczej kawiarni, tuż naprzeciw amfiteatru w Orange. Nawet nie zwracała uwagi na dzieci, zajęta była wesołą rozmową ze swoim narzeczonym.
Nagle Kasztelan spoważniał. I nie do końca w ten sposób, o jakim myślała Ofelia.
-Co się stało? - spytała więc.

-Jakby to powiedzieć... muszę być szczery. Rozumiem, co tobą kierowało, ale nie podoba mi się, że nie powiedziałaś mi o tej sprawie z dokumentami - Ryszard powiedział z lekkim wyrzutem. Chciał porozmawiać o tym z Ofelią, zanim oświadczy jej się powtórnie, żeby nie psuć potem wieczoru.
Ofelia westchnęła.

-Domyślam się. Teraz wiem, że powinnam ci powiedzieć, ale się bałam... że coś ci się stanie, że jeszcze wy zostaniecie w to wszystko zaplątani...
-Niepotrzebnie, kochanie - Kasztelan ujął dłoń narzeczonej i uśmiechnął się - Musisz przestać być taką Zosią-samosią. Przecież zawsze ci pomogę. A poza tym - tu uśmiech na chwilę zniknął z jego twarzy - to ja powinienem ochraniać ciebie, nie ty mnie. Tylko proszę, nie gadaj tych bzdur o dominacji w związku - roześmiali się oboje.

-Och, ja po prostu taka już jestem. Chociaż, odkąd wróciliśmy z Peru stałam się taką trochę domatorką, nie sądzisz? - Ryszard skinął głową - Wiesz, czasem nie mogę uwierzyć, że trafił mi się taki narzeczony.
-Jaki? - Kasztelan poderwał się, choć wiedział, że Ofelia "tylko" go chwali.

-Taki jak ty - panna Łyczko wzięła łyk wina - Mój rycerz na siwym koniu - uśmiechnęła się czule do narzeczonego.
-Który zawsze będzie cię strzegł - dopowiedział Ryszard - Obiecaj mi tylko, że koniec z tajemnicami. Nie chodzi o to, żebyś zwierzała mi się ze wszystkiego co robisz, ale mów mi o ważnych sprawach, proszę. Zaufaj mi, nie zawiodę cię.

-Od teraz mówię ci o wszystkim. Chyba że naprawdę będziesz w niebezpieczeństwie...

-Ej...!

-No dobra, dobra. O wszystkim.
Nie wiadomo skąd pojawiła się nagle muzyka i dwóch akordeonistów zagrało piękną, francuską melodię.

Ania trąciła Mary Jane. Obie wiedziały już, co to oznacza.

-Teraz to będzie... - pisnęła Ania, ściskając Bartka za ramię.
-Co takiego? - spojrzał na siostrę nieprzytomnym wzrokiem - Lody mi się topią. - zajął się swoim pucharkiem.

Tymczasem Ryszard Ostrowski wyjął z kieszonki marynarki aksamitne pudełeczko z pierścionkiem.
-Wiem, że już jesteśmy zaręczeni, ale wtedy dałem ciała... a ty zasługujesz na najpiękniejsze oświadczyny. Mam nadzieję, że choć trochę zbliżyłem się do twojego ideału... Kochanie, czy zostaniesz moją żoną? - spytał nieco drżącym głosem.

Panna Ofelia wierciła się na krześle ogromnie przejęta tą doniosłą chwilą. Wreszcie wszystko było idealnie, tak jak w jej marzeniach, i nic nie psuło tej doskonałej chwili.

-Tak, oczywiście kochanie - powiedziała, uśmiechając się i czując, że jest w tej chwili najszczęśliwszą kobietą na świecie. Tymczasem narzeczony wziął ją w objęcia.

-Kocham cię - wyszeptali niemal w tym samym momencie, wywołując u siebie nawzajem chichot. Tak naprawdę powiedzieli to sobie po raz pierwszy i oboje nie mogli wymarzyć sobie tego lepiej. Za to nie po raz pierwszy Ryszard złożył soczystego całusa na ustach ukochanej. Stali tak, całując się, przez dłuższą chwilę, a Ania i Mary Jane nie mogły napatrzeć się na tej piękny obrazek.




No, to już ostatni post. Fajnie było, dalej piszę, mam nadzieję że Pani Angieszce podobały się opowiadania tutaj.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz