niedziela, 26 października 2014

Pozory mylą

Opowiadanie to wymyśliłam i napisałam sama. Gdyby koleżanka mi pomagała, ktoś by pewnie zginął...

Jest to dalsza część historii początków znajomości Ofelii i Ryszarda. Zastanawiam się, czy napisać jeszcze czwartą... zobaczy się.

Szczerze mówiąc, trochę dziwnie jest mi to wstawiać po przeczytaniu Szyfru Jazona, ale trudno xD


Kilka dni później państwo Ostrowscy wrócili do Zalesia. Panna Ofelia wspomniała, że poznała już Kasztelana, jednak o incydencie z kawą nie mówiła (chociaż później wyręczył ją Bartek). Szła po pracy do domu nie zaprzątając sobie tym głowy i ciesząc się pięknym, czerwcowym dniem. Wydawać by się mogło, że nic nie zmąci jej spokoju, gdy kątem oka zauważyła Ryszarda. Ze zgrozą i lekkim niepokojem stwierdziła, że idzie w jej stronę - a ona raczej nie chciała z nim rozmawiać. "Na pewno chce mnie przeprosić" - pomyślała. "Powinien" - stwierdziła z godnością. W rzeczy samej, Ryszardowi było głupio i nie zamierzał tak zostawić sprawy. Był mężczyzną i miał swój honor, a poza tym nie lubił konfliktów. No i musiał przyznać, że była ładna. Bardzo ładna.
-Witaj...
-Witaj - łatwo się domyślić, że powitanie było dość chłodne i zdystansowane.
-Wiesz, ja... - Kasztelan niepewnie zaczął - Ja chciałbym cię przeprosić za to, za tę kawę. Po prostu Bartek, i ja... choć mogłem uważać.
-Mogłeś - przyznała Ofelia - Dobra, zapomnijmy o tym - była jeszcze na niego zła, ale to raczej nie przez kawę. Irytował ją swoim zachowaniem. Słyszała, że jest miły, szarmancki, wygadany i Bóg wie jaki jeszcze, a tymczasem wyszedł na kretyna. Przynajmniej w jej mniemaniu.
-Tak po prostu?
-Tak - wzruszyła ramionami - Nie mam zamiaru mścić się o rozlaną kawę - (należy pamiętać, że to jednak jeszcze nie teraźniejsza panna Ofelia.)
Ryszardowi zdecydowanie ulżyło. Nastała długa chwila milczenia. Ofelia chciała już się pożegnać, ale ten się w końcu odezwał - Raczej nie chcesz mnie widzieć, ale może przeszlibyśmy się gdzieś? - zaproponował śmiało.
-Przepraszam, ale rzeczywiście nie mam ochoty. I raczej już nie pogadamy.
I tak skończyła się ta rozmowa.
Jednak w ciągu trzech następnych tygodni los sprawił, że parę razy mieli okazję się widzieć. Chłód między nimi powoli zanikał, choć pierwsze lody nie zostały jeszcze ostatecznie przełamane. Gdy Kasztelan po raz drugi zaproponował spacer, usłyszał już twierdzącą odpowiedź.
-To gdzie idziemy?
-Przed siebie - zażartował Kasztelan. W sumie, spokojną drogą dotarliby na pola, które bardzo lubił. Zresztą, nie tylko on. Mieszkańcy Zalesia Królewskiego upatrzyli sobie  kilka urokliwych miejsc, w których rzadko kiedy można było spotkać żywą duszę, mimo że większość obywateli miasteczka często do nich zaglądała.
Atmosfera w drodze nie była już taka zimna, ale swobodną też nie można jej nazwać. Ryszard dowiedział się nieco o życiu panny Ofelii - edukacji i pochodzeniu. Zauważył jednak, że sam mówił o sobie więcej, niż ona, i uszanował to. Nie mógł pojąć, czemu dziewczyna z miasta przeniosła się do sennego miasteczka, jakim było Zalesie, lecz widocznie miała swoje powody. Zawsze to o jednego, pięknego mieszkańca więcej.
-To musi być fajne - panna Łyczko miała na myśli pracę Kasztelana. (chyba nie muszę przypominać, czym on się zajmuje? ;) )
-Tak, ale dużo przy tym wszystkim roboty. Ostatnio miałem dość ciężkie dni i jestem zmęczony, to dlatego mogłem się wydawać trochę nieobecny.
-No tak.
Podyskutowali jeszcze, jak to dorośli (aczkolwiek młodzi), o polityce, pracy, nim doszli na pola. Ofelia już miała okazję tam być, gdy robiła kilkudniowy rekonesans miasteczka. Spodobało jej się to miejsce. Spokój, cisza... trochę jeszcze pochodzili, potem przysiedli na trawie. Rozmowa była już swobodniejsza i sympatyczniejsza,  a nawet zabawna.
-Pierwsze wrażenie jest podobno najważniejsze, ale chyba nie w naszym przypadku - zaśmiała się panna Ofelia - Nie jesteś takim gamoniem, jak myślałam wcześniej - przyznała.
-No cóż, do nadpobudliwej wariatki też ci daleko (czyżby?).
-Fajnie się z tobą rozmawia - powiedzieli niemal równocześnie i zaśmiali się. Nie znali się jeszcze dobrze, ale to była jedna z tych chwil, w których człowiek czuje, że spotkał kogoś wyjątkowego. Nie ważne, że uświadomili to sobie po długim, długim czasie...

3 komentarze: