Panna
Ofelia w swojej najładniejszej sukience rozkoszowała się pyszną
kawą w uroczej kawiarni, tuż naprzeciw amfiteatru w Orange. Nawet
nie zwracała uwagi na dzieci, zajęta była wesołą rozmową ze
swoim narzeczonym.
Nagle
Kasztelan spoważniał. I nie do końca w ten sposób, o jakim
myślała Ofelia.
-Co
się stało? - spytała więc.
-Jakby
to powiedzieć... muszę być szczery. Rozumiem, co tobą kierowało,
ale nie podoba mi się, że nie powiedziałaś mi o tej sprawie z
dokumentami - Ryszard powiedział z lekkim wyrzutem. Chciał
porozmawiać o tym z Ofelią, zanim oświadczy jej się powtórnie,
żeby nie psuć potem wieczoru.
Ofelia
westchnęła.
-Domyślam
się. Teraz wiem, że powinnam ci powiedzieć, ale się bałam... że
coś ci się stanie, że jeszcze wy zostaniecie w to wszystko
zaplątani...
-Niepotrzebnie,
kochanie - Kasztelan ujął dłoń narzeczonej i uśmiechnął się -
Musisz przestać być taką Zosią-samosią. Przecież zawsze ci
pomogę. A poza tym - tu uśmiech na chwilę zniknął z jego twarzy
- to ja powinienem ochraniać ciebie, nie ty mnie. Tylko proszę, nie
gadaj tych bzdur o dominacji w związku - roześmiali się oboje.
-Och,
ja po prostu taka już jestem. Chociaż, odkąd wróciliśmy z Peru
stałam się taką trochę domatorką, nie sądzisz? - Ryszard skinął
głową - Wiesz, czasem nie mogę uwierzyć, że trafił mi się taki
narzeczony.
-Jaki?
- Kasztelan poderwał się, choć wiedział, że Ofelia "tylko"
go chwali.
-Taki
jak ty - panna Łyczko wzięła łyk wina - Mój rycerz na siwym
koniu - uśmiechnęła się czule do narzeczonego.
-Który
zawsze będzie cię strzegł - dopowiedział Ryszard - Obiecaj mi
tylko, że koniec z tajemnicami. Nie chodzi o to, żebyś zwierzała
mi się ze wszystkiego co robisz, ale mów mi o ważnych sprawach,
proszę. Zaufaj mi, nie zawiodę cię.-Od teraz mówię ci o wszystkim. Chyba że naprawdę będziesz w niebezpieczeństwie...
-Ej...!
-No
dobra, dobra. O wszystkim.
Nie
wiadomo skąd pojawiła się nagle muzyka i dwóch akordeonistów
zagrało piękną, francuską melodię.Ania trąciła Mary Jane. Obie wiedziały już, co to oznacza.
-Teraz
to będzie... - pisnęła Ania, ściskając Bartka za ramię.
-Co
takiego? - spojrzał na siostrę nieprzytomnym wzrokiem - Lody mi się
topią. - zajął się swoim pucharkiem.
Tymczasem
Ryszard Ostrowski wyjął z kieszonki marynarki aksamitne pudełeczko
z pierścionkiem.
-Wiem,
że już jesteśmy zaręczeni, ale wtedy dałem ciała... a ty
zasługujesz na najpiękniejsze oświadczyny. Mam nadzieję, że choć
trochę zbliżyłem się do twojego ideału... Kochanie, czy
zostaniesz moją żoną? - spytał nieco drżącym głosem.
Panna
Ofelia wierciła się na krześle ogromnie przejęta tą doniosłą
chwilą. Wreszcie wszystko było idealnie, tak jak w jej marzeniach,
i nic nie psuło tej doskonałej chwili.
-Tak,
oczywiście kochanie - powiedziała, uśmiechając się i czując, że
jest w tej chwili najszczęśliwszą kobietą na świecie. Tymczasem
narzeczony wziął ją w objęcia.
-Kocham
cię - wyszeptali niemal w tym samym momencie, wywołując u siebie
nawzajem chichot. Tak naprawdę powiedzieli to sobie po raz pierwszy
i oboje nie mogli wymarzyć sobie tego lepiej. Za to nie po raz
pierwszy Ryszard złożył soczystego całusa na ustach ukochanej.
Stali tak, całując się, przez dłuższą chwilę, a Ania i Mary
Jane nie mogły napatrzeć się na tej piękny obrazek.
No, to już ostatni post. Fajnie było, dalej piszę, mam nadzieję że Pani Angieszce podobały się opowiadania tutaj.